Mój skromny szkic wypełniony feerią kolorów

Listopad, przepasany szarfą egzaminów kończących rok szkolny, posiwiał już i ustąpił miejsca grudniowi, który zaprasza nas do oczekiwania na narodziny Chrystusa.

Staramy się otworzyć drzwi serc i być szczególnie wrażliwym na Jego kołatanie. Pogoda nie przywodzi na myśl klasycznego, polskiego obrazu zbliżających się świąt- zimno i biel są obce dla Środkowej Afryki, jedynie tumany ceglanego kurzu wznoszą się w niebo (zaczęła się pora sucha i klimat stał się bardziej pustynny). Nie zmienia to faktu, że dostojna, fioletowa świeca adwentowa została zapalona, dzieci zapełniają kościół na porannej mszy, po której, by podzielić się z nimi radością bycia razem i nagrodzić za wyjątkowo wczesne wstawania,uczymy ich tańców. Ćwiczymy również głosy i zwiększamy repertuar uczniów o nowe świąteczne piosenki. Boże Narodzenie nadchodzi tu w spiekocie złotej tarczy słońca i rozedrganym powietrzu.

Poza tym niedawno przygotowywałyśmy z Agnieszką polskie danie dla naszej wspólnoty: żurek z jajkiem oraz gołąbki. Kosztowało to nas bardzo dużo pracy, musiałyśmy same rozpalić ogień, a woda i tak nie gotowała się przez dwie godziny. Jednak wszystkie nasze trudy zostały nagrodzone, gdyż obiad wyszedł naprawdę smaczny i uroczysty. Zazwyczaj jedzenie jest dość monotonne i skromne. Nic zresztą dziwnego- ceny produktów spożywczych bywają zawrotne, a wiele rzeczy jest po prostu niedostępne.

Chciałabym podzielić się jeszcze jednym, ważnym dla mnie wydarzeniem. Miałam okazję zaprojektować proste murale dla chłopców ulicy. Szybkie szkice na murze okalającym ich miejsce spotkań w Don Bosco Centrum oraz późniejsze malowanie nie miało by większego znaczenia, gdyby nie fakt, że sami chłopcy, zadziwiająco ochoczo, dołączyli się do inicjatywy. Wykazywali się stoicką cierpliwością, stojąc godzinami przed szarą płaszczyzną, która stopniowo nabierała soczystych kolorów. Słońce całowało ich czarne policzki, a pot ściekał drobnymi perełkami. Nie dysponowaliśmy szerokim asortymentem pędzli, lecz to nie był pretekst do narzekań. Albino, pomysłowy czternastolatek, pociął stary materac i każdy został obdarowany niewielką gąbeczką, która idealnie rozprowadzała farbę. Prace malarskie szły sprawnie. Pozostało mi jedynie objaśnianie, jak prawidłowo mieszać kolory. Kartę tego dnia chowam pomiędzy najpiękniejsze chwile mego życia.