Życie jest snem
Aguchu Moja,
jak dobrze jest czuć radość w tych kilku zdaniach, jakie do mnie kierujesz. Jak dobrze jest wiedzieć, że to nie całkiem oddalone od polskiego świata miejsce, które dwa lata temu mnie zafascynowało, i Ciebie skłania do wielu odkryć.
Pamiętasz, czytałam ostatnio książkę E. – E. Schmitta „Ulisses z Bagdadu”. Napisał tam, że „są sny, po których śpimy jeszcze dłużej i sny, po których natychmiast się budzimy.” To ponowne spotkanie z Ghaną jest dla mnie jak sen. Znów wszechobecna zieleń tej pory roku, te same napisy na lotnisku, a dalej już tylko uśmiechnięte twarze – te znane, jak sama napisałaś, za którymi zdążyłyśmy zatęsknić, i te, których być może nigdy nie poznamy. Błądząc gdzieś w tym śnie niespodziewanym, zastanawiałam się, co się zmieniło. Trochę więcej samochodów, co równa się większej ilości taksówek z napisami typu „God is great”, „I love Jesus”, „For God all things are possible” czy po prostu „Faith”. Zastanawiasz się czasem, na ile te napisy mają dla Ghańczyków znaczenie? Czy jest to tylko slogan, może dość niezwykły, ale w gruncie rzeczy nie różniący się od „Zawsze coca-cola!” ?
A te taksówki, słupy wysokiego napięcia, szersze niż przed dwoma laty drogi zaprowadziły nas do małej miejscowości w środkowo-zachodniej Ghanie – Sunyani (nazwa, jak się okazało, w języku lokalnym pochodzi od słowa „słoń” i niewątpliwie dodaje koloru naszej żyrafiej opowieści). Tu także większy ruch na ulicach, choć mniej już widoczne kobiety, przechadzające się między samochodami, na głowie noszące cały swój sklep. Są za to budynki, pomalowane w nowe czerwone barwy sieci Vodafone. Wcześniej najbardziej wyróżniały się żółte kolory MTN – teraz kontrastują ze sobą na każdej ulicy, tworząc wrażenie, że choć się przemieszczamy – wciąż jesteśmy w tym samym miejscu.
Wiesz Aguch, przed wyjazdem Tata zapytał mnie, czy w Sunyani są jakieś supermarkety. „No super to może niee, ale jakieś markety są”- odpowiedziałam. Pan Bóg ma poczucie humoru. Bo oto w naszym mieście otworzyli w tym roku pierwszy supermarket z prawdziwego zdarzenia. „Melcom” to trzypoziomowy budynek, w którym – jak to w tego typu sklepach – mydło, powidło. No, może z tymi powidłami przesadziłam.
Poruszając się dalej w tym śnie, oprócz różnic, najbardziej ucieszyło mnie, to, co się nie zmieniło. Drzewa może urosły wyżej do nieba, ale ludzie… Czy zdarzyło Ci się kiedyś znaleźć w pewnym miejscu, bardzo odległym i na raz poznać tak wielu dobrych ludzi, z którymi potem żegnałaś się, myśląc, że na zawsze? To niesamowite, że pojawiając się w Ashaiman, Sunyani, Odumase czy Adentii, za każdy razem ktoś za moimi plecami wołał „Ania! How are you?”, dziwiąc się, że znów tu jestem. Tak, ja też jeszcze tego nie pojmuję.
Ale miałyśmy okazję także solidnie stanąć na ziemi, skoczyć wręcz na nią. Ostatnie dwa tygodnie upływały pod znakiem obozu letniego, organizowanego przez wolontariuszy ze Świętochłowic i miejscowych animatorów. Cztery różne miejsca, prawie tysiąc dwieście dzieci, spora grupa prowadzących i jeszcze więcej emocji! Każdego dnia mogłyśmy przekonać się na własnej skórze, co znaczy organizować czas najmłodszym. Najbardziej spodobało nam się w pewnej szkole w Zongo – ubogiej dzielnicy Sunyani, do której przyjeżdżałyśmy z resztą animatorów. Po dwóch dniach, nauczyłyśmy się układów tanecznych do znanych utworów, typu „YMCA”, które niestrudzenie pokazywała dzieciom Ala ze Świętochłowic. Odtąd skoków, okrzyków i oklasków nie było końca. Razem z innymi wykrzykiwałyśmy hasła, na które dzieci miały wyuczoną odpowiedź, połączoną koniecznie z klaśnięciami w dłonie. To było niesamowite, prawda? Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dużo czasu spędzałam na powietrzu – biegając, grając w piłkę, tańcząc – beztrosko jak dziecko. Wiem, że i Tobie się podobało. Widziałam ten uśmiech i oczy niebieskie radosne.
I wiesz, Aguch… Dziś taki dzień, że na myśli się zebrało. Sen na jawie, a w nim nawet muzyka Turnaua. To ona zaprowadziła mnie daleko stąd, nad Maltę poznańską, do Krakowa
i z powrotem. Najbardziej płynęła po torach kolejowych. Myślałaś już o tym, że właściwie cały poprzedni rok spędzałyśmy w pociągach – z góry na dół, północy na południe? I że… następne dwanaście miesięcy upłynie zupełnie bez tego. Te nasze podróże doprowadziły do ostatniej, na którą tak czekałyśmy – kilka godzin w chmurach, ponad dwoma kontynentami
i czas, który chwilowo się zatrzymał. W konfrontacji dwóch światów pojawiasz się Ty i tak jak dziś tworzysz dla mnie album ze zdjęciami mojej Rodziny i Przyjaciół. Dziękuję. W ten sposób sen, który zaczął się dwa lata temu, trwa nieprzerwanie…
Bądź zawsze radosna!
Ania
Ps Who is the winner??? i…
„ Dlatego bardziej jeszcze, bracia, starajcie się umocnić wasze powołanie i wybór! To bowiem czyniąc nie upadniecie nigdy.” (2P 1,10)