Zdenerwowany wolontariusz (żeby nie rzec wściekły!)

Tak wlasnie bywa. Czasem cos czlowieka po prostu wkurzy, i musi o tym opowiedziec, zeby zrobilo mu sie lzej. Zatem jestem wkurzona!

Chodzi o Liliane, dziesiecioletnia dziewczynke z naszego domu, ktora nie umie czytac, pisac ani liczyc. A tak poza tym, to swietna radosna dziewczynka, ktora uwielbia skakac na skakance, jest zawsze chetna do pomocy i calkiem do rzeczy mozna z nia porozmawiac. Dzis po raz kolejny rozmawialam z siostra na jej temat, i potrzebuje teraz jakos odreagowac.
Liliane poznalam szybko po przyjezdzie, kiedy podeszlam do niej i probowalam pomoc w zadaniu z matematyki. Po krotkiej probie wyjasnienia obcemu jeszcze wtedy dziecku o co chodzi w mnozeniu w slupkach spostrzeglam, ze Liliana zupelnie nie zna liczb. Nie odroznia 35 od 53, 22 od 57, a pojecie dodawania i mnozenia to dla niej totalna abstrakcja. Od tego czasu tak sie przyjelo, ze zadanie z Liliana zawsze odrabiam ja (DOminika ma drugi podobny przypadek, dziewieceiletniej Kathy, ktora jednak ostatnio zostala przeniesiona do pierwsze3j klasy i ma o woele prostsze zadania). Co ciekawe, podczas naszych pierwszych przepraw Liliana wcale sie nie zniechecala, ale probowala caly czas pracowac. Cieszy ja, ze ktos zwraca uwage tylko na nia.

Potem dowiedzialam sie od siostry, ze oboje rodzice Liliany to alkoholicy, i bardzo prawdopodobne, ze jej problemy w nauce sa spowodowane zmianami w mozgu zwiazanymi z uzaleznieniem rodzicow. I ze byc moze ona po prostu nidgy nie bedzie mogla sie pewnych rzeczy nauczyc.

Nie wiem wciaz jakim cudem Liliane dopuszczono az do trzeciej klasy, wiem natomiast, ze kazdego dnia tracimy obie mnostwo czasu na rozwiazywanie zadan domowych, ktore Lilianie nic a nic nie daja. Bo jak szybko odkrylam, nie potrafi tez ona czytac ani pisac. Zupelnie nie potrafi. Najprostsze slowa zlozone z podstawowych sylab sa dla niej nie do ogarniecia. A czesto ma na zdanie cos przeczytac i odpowiedziec na pytania do tekstu, albo ulozyc zdania z jakimis wyrazami. Nie moze nawet samodzielnie przeczytac polecen.

Ostatnio ponoc pani nauczycielka kazala ja przeniesc do pierwszej klasy, ale w koncu do tego nie doszlo. Dlaczego? Tlumaczenie jest dziwne. Bo ponoc pani psycholog (ktora odpowiada za nasze dzieci, robi im jakies badania i kij wie co jeszcze) nie chce sie na to zgodzic, bo Liliana jest juz duza a w pierwszej klasie samaluchy, bo dyrekcja szkoly tez z podobnych przyczyn tego nie chce, bo moze nie wiadomo co powiedzieliby na to jej rodzice. I dziecko tak chodzi codziennie do szkoly, gdzie dzieci wykonuja zadania zupelnie przerastajace je mozliwosci, przesiaduje w niej cale przedpoludnie, potem odrabia zadanie (jesli tak to mozna nazwac…), ktore niczego jej nie moze nauczyc, a o samodzielnym wykonaniu nie ma mowy. Dopoki do niej nie podejde, nie jest w stanie nawet zaczac.

Od jakiegos czasu probuje zaczac ja uczyc tworzenia prostych sylab od podstaw, ale z powodu nieszczenego zupelnego braku czasu moge z nia siasc indywidualnie tylko dwa razy w tygodniu, a to zdecydowanie za malo.

Ostatnio podczas wspólnego sobotniego odmawiania rozanca ktos (nie wiem kto, i chyba lepiej zebym dla dobra tej osoby nie wiedziala) dal Lilianie kartke z jedna z intencji do przeczytania. Nie wiedzialam o tym, stalam akurat w innym miejscu. Dzieci po kolei czytaly intencje, a kiedy przyszla kolej Liliany zapadla cisza. Ktos zwrocil jej uwage, zeby przeczytala to co ma na kartce, ona byla bardzo zestresowana, stala tak z ta kartka , nic nie mowila, tylko bardzo spieta zaczela plakac i juz do konca modlitwy nie mogla sie uspokoic. Nie wiem czemu nie dala tej karteczki od razu komus innemu, pewnie ze wstydu, ale skonczylo sie to bardzo nieprzyjemnie.

Liliana ponoc juz dwa razy powtarzala pierwsza klase, potem (nie wiem jakim cudem) przepuscili ja dalej, ale to czego ona prawdopodobnie najbardziej potrzebuje to jakao klasa specjalna, z nauczycielami przygotowanymi do pracy z takimi dziecmi. Tylko ze w Tupizie takiej szkoly czy nawet klasy specjalnej nie ma. Zatem co zrobic, jesli jej chodzenie do normalnej szkoly, zwlaszcza do trzeciej klasy, zupelnie nie mam sensu? Bo z drugiej strony, czy powinno sie dziecko z takimi klopotami wysylac nie wiadomo gdzie do szkoly specjalnej, odcinajac ja tym samym od kontaktow z rodzina, pozostawiajac samo w obcym miejscu i wsrod obcych ludzi? Czy nie wywarloby to nia jeszcze gorszego wplywu? Nie wiem, jutro zamierzam porozmawiac na jej temat z pania psycholog, bo brak zgody na przeniesienie jej do nizszej klasy uwazam za totalny bezsens. I mam nadzieje, ze uda mi sie zachowac przy tym dostatecznie duzo cierpliwosci, zeby pani nie powiedziec czegos niemilego.

Straszczajac: nie moge pojac dlaczego nikt (a zwlaszcza szkolne i psychologiczne autorytety) nie robi nic, zeby temu dziecku pomoc, tylko trzymaja ja w tej trzeciej klasie, mimo, ze jest to calkowicie bez sensu a wrecz ze szkoda dla dziecka. Ludzie, co za system!

Wspomnijcie za Lilianka w modlitwie.

wkurzony mierzej