Bolwia, Tupiza: Niedziela Palmowa za zamkniętymi drzwiami
To ten dzień, na który czekałam chyba od samego początku, od momentu przyjazdu tutaj. Zawsze chciałam przeżyć Niedzielę Palmową w miejscu, w którym rosną prawdziwe palmy. Iść w procesji niosąc w ręce prawdziwe palmowe liście. Takie małe prywatne marzenie, które prawie się spełniło. Prawie.
Oczywiście, plany pokrzyżował na ten sam złośliwy cosik, co krzyżuje plany wszystkim innym ludziom na świecie. Warto wiedzieć, że wprowadzone w Boliwii ograniczenia z powodu koronawirusa są o wiele bardziej restrykcyjne niż w Polsce. Obowiązuje całkowity zakaz wychodzenia z domu. Z naszego domu jedynie dwie osoby, odgórnie wyznaczone, mogą wyjść raz w tygodniu zrobić zakupy. Skutki? Od ponad dwóch tygodni siedzimy zamknięte z 25 dzieci w domu bez możliwości choćby wyjrzenia na ulicę. Czyli – mamy jeszcze więcej pracy niż zwykle.
W takich warunkach o jakimkolwiek wyjściu na mszę świętą oczywiście też trzeba zapomnieć. O procesji z palmami tym bardziej ;(
Ale! Atrakcji nie brakuje. Nawet za zamkniętymi drzwiami można nauczyć się wiele o tutejszej kulturze. W Boliwii na Niedzielę Palmową przyozdabia się drzwi i mieszkania gałęziami palm. Tak więc wczoraj, w sobotę, razem z siostrami spędziłyśmy pół dnia na cięciu palmowych gałęzi (rosną jedne na naszym placu zabaw i inne tuż za płotem) i obrabianiu ich w taki sposób, aby powstały ozdoby. Dodatkowo, każdy z trzech pokoi dostał za zadanie przystrojenie drzwi. Efekty? Zdumiewające.
Dziś – zgodnie z trwającą już trzecią niedzielę tradycją – przed południem zmontowaliśmy laptop, rzutnik i za pośrednictwem Facebook’a o 11:00 uczestniczyliśmy wspólnie we Mszy Świętej z naszego parafialnego kościoła. Było błogosławieństwo palm, była Pasja odczytana z podziałem na role… Prawdziwa Msza w prawdziwą Niedzielę Palmową. W cieniu prawdziwych palm.
I choć może w procesji nie szłam, to prawdziwe liście palmy są – wszędzie, gdzie patrzę.