Sudan Południowy: Kaładzia, aj i dlaczego u nas też jest zima

Czas ma to do siebie, że płynie szybciej niż komukolwiek się wydaje. Albo raczej szybciej niż mi się wydawało. Kiedy myślami stałam jeszcze jedną nogą na lotnisku we Wrocławiu, uświadomiłam sobie, że to przecież już prawie cztery miesiące i ani mnie ani mojej nogi tam nie ma. Przypatrując się sobie dokładniej nawet mogę uwierzyć, że już tyle miesięcy minęło. Nie zliczę ile razy rozmawiając z kimś, nie ma znaczenia w jakim języku, zamiast ,,ok” lub ,,tak” użyłam arabskiego ,,aj” albo po prostu charakterystycznie mlasnęłam językiem nie używając żadnych słów. Co prawda ,,mlaśnięcie’’ raczej nie oddaje pełni wydawanego dźwięku a moja przyjaciółka uważa, że: ,, Brzmi to jak tętent końskich kopyt na asfalcie”. Jedno jest pewne- prawda musi leżeć gdzieś po środku, nawet w internecie brakuje słów na opisanie tego a ja dalej jestem zaskoczona, że potrafię wydawać dźwięk końskich kopyt.  Do dalszych językowych przyzwyczajeń można też zaliczyć część ,,Kaładzia”(biały człowiek), chociaż nasze amerykańskie wolontariuszki uważają, że to raczej ,,kowaja”. Jeśli mam być szczera to ani jedna ani druga wersja pisowni nie jest poprawna.  Słyszymy to tak często od dzieci, że niesie się prawie jak echo: ,,Kaładzia! How are You?!”( Biała! Jak się masz?). Zdarza się to z taką częstotliwością, że po czterech swoich i sześciu miesiącach mojej współwolontariuszki muszę zmienić sposób wołania na Alę, bo niestety częściej reaguje na ,,Kaładzia’’ niż na swoje własne imię.

No cóż, zostawmy językowe ciekawostki i przejdźmy do ulubionej części każdego – jedzenia. Po niezliczonej liczbie posiłków mogę już spokojnie stwierdzić, że jedzenie o dużo bardziej mi smakuje, kiedy używam palców zamiast sztućców. Zaczęłam dodawać ogromne ilości oleju do mojej śniadaniowej fasoli lub też przestałam się krzywo patrzeć na masło orzechowe. Jeśli mogę wybrać między ryżem a czymkolwiek innym – postawię na ryż.

Czas na sekcję modową. Wiele osób mieszkających tutaj przybyło ze stolicy Sudanu – Karthumu – niedługo po separacji krajów. ,,Północny” Sudan w większości zamieszkują muzułmanie, dlatego na co dzień często mamy styczność z damskim arabskim ubiorem składającym się z długiej chusty sięgającej kostek i okrywającej głowę kobiety. Więc w związku z ubiorem… ostatnio, gdy zakładałam sukienkę w kolano Ala, patrząc się krzywo, zapytała czy może jednak nie założyłabym czegoś dłuższego.

No dobra, idziemy dalej. Pewnie ktoś z was jest przekonany, że tutaj panują permanentne upały a temperatury nigdy nie spadają. Po pewnym czasie przebywania tutaj 40 stopni nie robi Ci różnicy a 30-parę wcale nie zalicza się wysokich temperatur. Wstając rano na mszę zdarza mi się zamarzać. Zakładając dwie bluzy, żeby chociaż trochę wyratować się od tego przeszywającego zimna, sprawdzam temperaturę – tak… jest 25 stopni. Nie mówiąc już o sytuacji, o zgrozo,  kiedy temperatura spada poniżej. Wtedy zaczynam żałować , że w ostatniej chwili na lotnisku pozbyłam się swojej zimowej kurtki.

Co więcej? Klaskanie i podrygiwanie do rytmu staje się nieodłączną częścią każdej mszy a wyrażanie swojej radości poprzez: ,, ijajajajaja” sięgającego najwyższych możliwych tonów i nie ukrywajmy – im głośniej, tym lepiej – jest po prostu naturalne. I stając ze sobą w prawdzie myślę…Oby  tylko moja rodzina poznała mnie na lotnisku po następnych czterech miesiącach.