Nigeria: Mission impossible?

Nie wyście mnie wybrali, ale ja was wybrałem, abyście szli i owoc przynosili.

Gdyby nie te słowa prawdopodobnie nie przetrwałabym początku mojej misji w Ibadanie. Nie z powodu warunków, jedzenia czy ciężkiej pracy, ale tylko i wyłącznie z powodu moich ograniczeń. Codziennie przekonywałam siebie o tym, że przecież Bóg znał moje słabości jeszcze zanim mnie wybrał i posłał. Dzisiaj już nie muszę tego robić, wiem doskonale, że jestem tu wyłącznie z Jego woli. Zaakceptowałam swoje słabości, każdego dnia coraz bardziej akceptuję siebie- to co potrafię i to czego jeszcze nie umiem. Każdego dnia staję się innym, lepszym człowiekiem. Uczę się kochać bardziej, ufać w trudnościach, być bliżej drugiego człowieka i Boga z którym rozpoczynam i kończę każdy dzień. Dar codziennej Eucharystii i Adoracji jest największą łaską, jaką mogłam tutaj otrzymać. Każdego dnia, pomimo zmęczenia wstaję na poranną Mszę Świętą, by napełniać się tym, który jest ŻYCIEM! Żebym mogła ofiarować coś innym, pierwsze muszę sama to otrzymać, dlatego On przychodząc w białym opłatku, daje mi radość, uśmiech, cierpliwość, siłę i miłość. Po Mszy w refektarzu czeka śniadanie, potem modlitwa z animatorami i z dziećmi, aż w końcu możemy udać się do klas i rozpocząć lekcje. Ja zajmuję się przedszkolem, tutaj nazywamy to KG (skrócona wersja kindergarten), animuję czas najmłodszymdzieciom (2-6 lat).

Będąc jeszcze w Polsce zupełnie inaczej wyobrażałam sobie tę pracę. Planowo mieliśmy tam pracować w cztery osoby; ja i trójka miejscowych wolontariuszy. Wydawało się, że będzie łatwo i przyjemnie. Niestety dość mocno zderzyłam się z tutejszą rzeczywistością. Nie przypuszczałam, że może być tak ciężko. Pierwszy dzień w KG co prawda minął dość przyjemnie, schody zaczęły się później, kiedy się okazało, że jedyną osobą na której pomoc mogę liczyć jest Daniel. Niestety organizatorzy obozu traktowali Go również jako ostatnią deskę ratunku, gdy któryś z animatorów nie pojawił się na swojej lekcji, dlatego też Daniel był wszędzie- w przedszkolu i w klasach. Podczas gdy On prowadził lekcje, niejednokrotnie zostawałam sama z gromadą maleńkich dzieci, z których nie wszystkie rozumiały język angielski. Nigdy nie zapomnę pierwszego dnia, kiedy zabrałam ich na huśtawki. Byłam wykończona bieganiem , huśtaniem, łapaniem tych, którzy postanowili wybrać się na wycieczkę w inne miejsce. Najgorszy moment przyszedł, kiedy dwoje dzieci spadło z huśtawki w tym samym czasie a cała reszta się rozbiegła. Nie wiedziałam co robić, byłam kompletnie bezradna, płakałam razem z nimi. To był jeden z najtrudniejszych dni, potem nauczyłam się oddawać to Bogu. Gdyby nie On, nie dałabym rady. Każdego dnia wieczorem, tuż po kolacji cały nasz polski team udaje się na Adorację- oddajemy Bogu wszystko, to co już się zdarzyło, to co dopiero przyjdzie, prosząc Go o siłę i wytrwałość w podążaniu za Nim w każdej sekundzie naszego życia. Ten moment dnia lubię najbardziej.
Nigeria_jstozek_mmichalska_adoracja_01
Po skończonej modlitwie robimy kakao i z kubeczkami wracamy do swoich pokoi. To właśnie ten moment, nie mogę go przegapić. Do następnego wpisu…

M.

Nigeria, Ibadan