Cienie kolonializmu w Namibii – wspomnienia misjonarza

Cienie kolonializmu w Namibii we wspomnieniach misjonarza.

Wodospady Wiktorii

„Kiedy w latach 2001-2002 pracowałem w Zimbabwe, w Hwange, 110km od Wodospadów Wiktorii, w czasie kolacji padło pytanie: dlaczego Wodospad Wiktorii? Dlaczego taka nazwa?” – pytanie czytam we wspomnieniach ks. Jerzego Szurgota, który od lat pracuje na misjach w Afryce. Pytanie dziwi, bowiem wydaje się bardzo proste, a przecież padło w stosunkowej bliskości wspomnianych wodospadów! Zresztą ksiądz Jerzy również był zaskoczony tym pytaniem. Na własne oczy widział okazały pomnik doktora Livingstona postawiony na pamiątkę „odkrycia tego miejsca i nazwania na część królowej angielskiej Wiktorii”. Ks. Jerzy pisze: „Kiedy doktor Livingstone dotarł nad ten potężny wodospad na rzece Zambezi, zdumiony jego potęgą, nazwał go imieniem swojej królowej. „Wodospady Wiktorii” z nazwy znane są wszem i wobec, jako jeden z siedmiu cudów świata. Faktycznie, miejsce urzeka swą uroda, a także, w porze deszczowej, potęgą przepustowości wody. W porze suchej pojawiają się tylko małe pasemka wody, które jakby chciały szeptać, że w grudniu znów powróci tu wielka woda, która zmieni oblicze wodospadu i przywróci jego potęgę.” Tę historię znali wszyscy zapewne wszyscy zasiadający do kolacji w Hwange. „Wtedy ówczesny lokalny biskup, Robert C. Ndlovu, zapytał: a gdzie w tym czasie byli nasi ludzie ze szczepu Tonga czy inni zamieszkujący tamtejsze tereny? Przecież doktor Livingstone niczego nie odkrył! Nasi ludzie już dawno przed nim nazywali ten wodospad Mosi–oa–Tunya, czyli grzmoty spadającej i unoszącej się wody albo dym, który grzmi.

Ks. Jerzy Szurgot od 2007 roku pracuje w Namibii. Obecnie w mieście Rundu, ale opiekuje się też okolicznymi wioskami. Jedną z nich jest Kayira-yira, gdzie prowadzi niedawno udało się wybudować przedszkole dla miejscowych dzieci, które chcemy pomóc wyposażyć w ramach projektu wyposażenia przedszkola w Kayira-yira.

 

Poprzednią jego placówką misyjną było Shambyu , które leży w bardzo charakterystycznym miejscu. Patrząc na mapę Namibii, zobaczymy osobliwą odnóżkę jakby doklejoną w północno-wschodnim rogu kraju. Teren, który niegdyś zwany był Caprivi, jest pozostałość po czasach kolonialnych. „Namibia to dawna kolonia niemiecka, która miała swoje dalekosiężne plany dotyczące połączenia dwóch okupowanych przez Niemców krajów afrykańskich, Namibii i Tanzanii. Miano je połączyć kanałem tranzytowym prowadzącym przez tereny dzisiejszej Zambii (ówczesnej Rodezji). Plany były wspaniałe, ale przegrane dwie wojny światowe, pogrzebały je na zawsze. Anglicy przejęli niemieckie kolonie i plan rozbudowy imperium upadł.” Pozostała tylko odnóżka – skrawek kanału tranzytowego. Niestety, inne niemieckie plany zostały zrealizowane na afrykańskiej ziemi. To w Namibii powstały pierwsze obozy koncentracyjne, a wybrane osoby wywożone były do Niemiec na badania pseudomedyczne. „Dopiero w czasach mego pobytu w Namibii zaczęto głośniej mówić o tych ludziach z poszczególnych szczepów i domagać się od niemieckiego rządu sprowadzenia ich ciał do Namibii i pochowania ich na koszt państwa. Rządowa delegacja udała się do Niemiec, aby sprowadzić zwłoki zmarłych do kraju. Przygotowano specjalny transport i, po zabezpieczeniu ich szczątków, przywieziono do Namibii, aby tu godnie ich pochować. Wszystko to pokazywano w telewizji, aby społeczeństwo mogło uczestniczyć w pogrzebie i dowiedzieć się więcej o „dobroci” Niemiec. W tym samym czasie podobna była sytuacja w Republice Południowej Afryki. Chodziło tu o pewną kobietę pochodzącą z RPA, którą wywieziono do Anglii, aby tam przeprowadzać na niej podobne doświadczenia. A kiedy umarła, zabalsamowano ją i oddano do muzeum, aby każdy mógł ją tam oglądać.” Te historie ksiądz Szurgot podsumowuje krótko: „Ciekawe podejście do życia Afrykańczyków. Doświadczenie…”

Stolica

Warto widzieć, że kiedy pod koniec XIX wieku Niemcy uznały Namibię za swoją kolonię, to jej mieszkańcy wcale się na to nie zgodzili. Rozpoczęły się walki na tyle poważne, że agresorzy zmuszeni byli przysłać dodatkowe kilkadziesiąt tysięcy posiłków. Ks. Jerzy Szurgot: „Nama i Herero to tylko nieliczne szczepy w Namibii, które toczyły walkę z okupantem niemieckim o zachowanie swej ziemi.” Ostatecznie, oczywiście, Niemcy wygrali, a ślady ich obecności w środkowej Afryce są dobrze widoczne również w stolicy.

„W czasie mego pobytu w Namibii, kilka razy miałem możliwość odwiedzenia stolicy tego kraju, Windhuk. Miasta bardzo pięknego, bo położonego w górzystym terenie z pięknymi widokami. Miasta pełnego uroczych miejsc, do których warto się udać. Do parlamentu i do otaczającego go pięknego parku z krzewami i drzewami obsypanymi kwieciem. Potem do pobliskiego protestanckiego kościółka, który swą architekturą, szczególnie tą zewnętrzną, po prostu urzekał. Tuż obok, na wzgórzu, swą dostojnością też urzekał żołnierz na koniu przedstawiający czasy I Wojny Światowej. Żołnierz na koniu z karabinem w ręku oraz w pełnym rynsztunku spoglądał ze wzgórza na roztaczające się przed nim całe miasto Windhuk. Tuż za nim zbudowany był garnizon, w którym stacjonowali żołnierze niemieccy. Dzisiaj jest to już muzeum. A wewnątrz protestanckiego kościółka można odczytać nazwiska poległych niemieckich żołnierzy, którzy oddali swe życie za Ojczyznę”– wspomina ks. Jerzy Szurgot.

Dziś nie ma już pomnika z żołnierzem na koniu – najpierw został przeniesiony, a potem zupełnie zniknął. Na jego miejscu powstała wieża widokowa i muzeum, a niżej znajdują się pomniki tych, którzy zginęli za czasów kolonialnych. „Dramat historii uwieczniony dla potomnych. Są tam tablice informacyjne o dzieciach, kobietach i mężczyznach, którzy oddali swe życie w walce o wolność. Patrząc na te płaskorzeźby, każdy przechodzień może przekonać się o cierpieniach niewinnych ludzi, którzy zginęli przez powieszenie czy rozstrzelanie. Oddali swe życie, jako wartość najwyższą jaką otrzymali od Boga, a którą im odebrano. Okupanci, kolonizatorzy byli bardzo okrutni względem tubylców, mieszkańców tych ziem, które od zarania dziejów należały do nich.”

Obecnie Namibia jest demokratycznym krajem, którego mieszkańcy walczą, już nie z okupantem, ale o lepszą przyszłość. Orężem jest m.in. edukacja. Dlatego tak ważne jest, aby dzieci miały dostęp do szkół i przedszkoli.

Za sprawą ks. Jerzego Szurgota w Kayira-yira murowane przedszkole już stoi. Obecnie jest wykańczane i wyposażane, aby wkrótce setka dzieci wypełniła je swoją radością.

Agnieszka Piliszek

Pomagam teraz