A możeby tak morze?
Zapytałam się ostatnio co właściwie jest 23 marca, spojrzenie pt. „jak możesz tego nie wiedzie” i odpowiedź día de mar czyli dzień morza. Oczywiście Boliwia dostępu do morza nie posiada, ale czemu nie poświętować tego, że bardzo chciałaby go mieć, chciałaby fragment który należy do Chile. Już kilka dni wcześniej codziennie rano można było obserwować próby przemarszu wojska, zjeżdżające się orkiestry i zdobienie placu. W naszym Hogarze też dużo się mówiło o przygotowaniach do tego dnia, ale z innego powodu, my przygotowaliśmy małą uroczystość z której dochód miał być przeznaczony dl naszego domu.
Kupony na jedzenie już zostały sprzedane, teraz tylko przygotowanie i ugotowanie 300 posiłków. Dostaliśmy wsparcie ze strony rodziców chrzestnych naszych dzieci, którzy zajęli się gotowaniem. Mycie chunio dla tylu osób zajęło calutki dzień. W miedzy czasie czyszczenie, sprzątanie, ustawianie stołów i oczywiście nauka tańców aby wykonać pokaz.
Kiedy wszystko już przygotowane, ciasta już upieczone, nieprzespana noc spowodowania pilnowaniem gotujących się potraw za nami, można ruszyć z otwarciem naszego „bankietu”. Ja w ubraniu cholity rozdawałam posiłki, Sylvia jako „Tinku” sprzedawała ciasta, zachęcając do zatrzymania się wszystkich którzy wracali z zakończonego przemarszu po ulicach miasta. Nasze dzieci też nie wszystkie mogły włączyć się w tańce poprzez uczestnictwo w owym przemarszu, w którym obowiązkowo musieli wziąć udział wyznaczeniu przedstawiciele szkół i klas.
Tak po kilku godzinach pracy, tańców, zabawy i uśmiechu, mogliśmy stwierdzić, że tą małą uroczystość można zaliczyć do udanych. W taki właśnie sposób poświętowaliśmy Día de mar.
A więc kolejny dowód, że okazja do święta jest zawsze, skoro już świętowałyśmy w tym roku dzień ojca to najbliżej czeka nas teraz dzień dziecka jeszcze przed świętami.
Pozdrawiam,
Ewelina Węgrzyn
Tupiza, Boliwia