Zambia: z Arcybiskupem przy jednym stole

Ostatni weekend był prawdziwym świętem w Kapiri Mposhi. Naszą parafię odwiedził nuncjusz apostolski Zambii i Malawi – arcybiskup Nicola Girasoli.

Przygotowania trwały już od wielu tygodni. Na terenie przylegającym do kościoła parafianie wspólnymi siłami wybudowali specjalne podium, na którym przygotowano ołtarz i w niedzielę sprawowano Mszę św. Nuncjusz przybył w sobotę wieczorem. Mieszkańcy Kapiri Mposhi zgromadzili się tłumnie przy drodze, wyglądając w bordowym świetle zachodzącego słońca samochodu arcybiskupa. Atmosfera była iście weselna. Mężczyźni z całym impetem przygrywali na bębnach, biel citeng na głowach kobiet walczyła z ogarniającą miasteczko ciemnością. W pewnym momencie poczułam silne szarpnięcie czyjejś ręki ciągnącej mnie w sam środek tańczącego tłumu, który w tym momencie rozstąpił się, tworząc mi w ten sposób miejsce w samym centrum. Tańcz! Tańcz! – usłyszałam. Nieco oszołomiona obrotem sprawy wmieszałam się pomiędzy trzy tęgie kobiety, dając im do zrozumienia, że spróbuję naśladować ich ruchy. Pierwszy ruch biodrami i salwa śmiechu rozgrzmiała wokół mnie. Po chwili Magda dołączyła do mnie. Małe dziewczynki przepychały się, by bliżej zobaczyć dwie Mzungu dygające w nie wiadomo jakim rytmie. Powiedzmy: polsko-salsko-afrykańskim ;) Ubaw nie z tej ziemi. Po kilkunastu minutach, białe auto, sunące spod Lusaki, zwolniło znacznie i zatrzymało się przy drodze. Nuncio is coming! Krzyki! Muzyka! Śpiew! Biała sylwetka wynurzyła się z auta w samą głośną ciemność Kapiri Mposhi. Błogosławieństwo kreślone ręką nad kolorowymi głowami płynącego tłumu. Konfetti! Kwiaty! Powitanie na miarę wizyty Papieża.

Nuncjusz bardzo szybko odnalazł nas w tłumie. Pierwsze słowa. Uczta dla ucha łaknącego włoskiego akcentu. Tłum wiernych odprowadził nuncjusza pod same drzwi domu parafialnego. Tam już oficjalne powitanie, ustalenie harmonogramu spotkań. My oczywiście w środku. Do tej pory tego rodzaju spotkania oglądałam jedynie w TV. Pomimo całej oficjalności, właściwej tego rodzaju sytuacjom, atmosfera nie była w żaden sposób ciężka ani stresująca – łagodna twarz i pogodny sposób bycia nuncjusza zniwelowały wszelkie potencjalne obawy. Tego samego wieczoru odbyło się tzw. dinner dance, z którego dochody przeznaczone zostaną na zakup wyposażenia do sali komputerowej w działającym tutaj przy parafii Youth Centre. W afrykańskim przyjęciu wziął udział także nuncjusz. On sam wsparł inicjatywę, fundując potrzebny sprzęt komputerowy.

W niedzielę rano miałyśmy okazję porozmawiać z arcybiskupem podczas wspólnego śniadania. Już mniej oficjalnie, bo tylko w naszym domowym gronie, przy okrągłym stole w salonie. Było niezwykle swobodnie i wesoło. Rozmawialiśmy na rozmaite tematy. O Zambii, Malawi, Afryce, o wolontariacie, a także o naszym życiu w Polsce. Arcybiskup Nicola Girasoli był w kręgu najbliższych przyjaciół Jana Pawła II, na którego słowa powoływał się podczas sprawowanej następnego dnia Mszy św. Zna też dobrze kardynała Stanisława Dziwisza. Po śniadaniu wybraliśmy się na krótki spacer w celu zapoznania arcybiskupa z obiektami Kalulu School. Oczywiście miał też okazję zobaczyć owoce naszej pracy.

O godzinie 9 rozpoczęła się najdłuższa Msza św., w jakiej do tej pory miałam okazję uczestniczyć, bo trwająca ponad 5 godzin. Najbardziej niesamowite jednak jest to, że czas upłynął niezauważalnie i nawet przez moment nie poczułam się znużona. Plac przykościelny mienił się wszystkimi kolorami. Błyszczące w słońcu wstążki i balony powiewały na wietrze. Echo rytmicznych uderzeń dłoni wiodło głębokie dźwięki bębnów do dalekich zakątków Kapiri Mposhi. Dodatkowy akompaniament tworzyli gitarzyści. Śpiew chóru nie wydobywał się z gardeł, lecz płynął prosto z serca, grzmiał równo i harmonijnie. To, co działo się na twarzach, w oczach i w sercach wszystkich zebranych było tajemnicą o imieniu radość. Widziałam te nieśmiałe spojrzenia, drżące z przejęcia dłonie, błądzący wzrok okazujący uniżenie i szacunek, gdy nuncjusz podawał dłoń wiernym. Z pewnością Ci ludzie długo nie zapomną tej chwili, dla nich niemalże świętej. Jednym z najpiękniejszych momentów tej Eucharystii był chrzest św., którego arcybiskup udzielił wielu dzieciom – mniejszym, ale też kilkuletnim. Taniec, śpiew, muzyka to tutaj niezwykle ważne elementy Mszy św., do których w Afryce przywiązuje się szczególną uwagę. Przynależność do rodziny chrześcijan objawia się tutaj właśnie w ten sposób – poprzez wspólne przeżywanie radości z bycia razem, z bycia blisko Chrystusa. Tej radości brakuje mi niejednokrotnie w Polsce.

Po Mszy św. mieliśmy zaproszenie na wspólny, uroczysty lunch do domu parafialnego, ale nuncjusz jeszcze długo stał przy ołtarzu i pozował do zdjęć – kolejka zdawała się nie mieć końca. Tuż przed wyjazdem nuncjusza jeszcze raz gościliśmy go w naszym domu i rozmawialiśmy przy filiżance kawy i szarlotce. Teraz przyszedł czas na nasze zdjęcia – taka okazja może się już więcej nie powtórzyć ;)Otrzymaliśmy różańce i błogosławieństwo – tak bardzo nam potrzebne w codziennej pracy, każdego dnia…

Monika Laskowska, wolontariuszka w Kapiri Mposhi