Tylko BYĆ

2 wychowawców na 5 wychowanków to układ, jakiego nie da się osiągnąć w żadnym polskim internacie. Z takimi możliwościami można by wymyślić szereg warsztatów i zajęć, ułożyć plan i pracować pełną parą!!!
Ale jeśli dodać, że to grupa dorosłych mężczyzn, którzy po 10 godzinach na szkolnych praktykach są najzwyczajniej w świecie zmęczeni, to sprawa trochę się komplikuje. Co wtedy z nimi robić? BYĆ!!!

BYĆ „grając w uno”
Od tego się zaczęło. Wieczorne gry w uno – czyli tutejszą odmianę makao początkowo odbywały się prawie co drugi dzień. Na szczęście z czasem gra znudziła nie tylko nam, ale i chłopakom i zaczęliśmy grywać ciut rzadziej. Co ciekawe wszelkie próby nauczenia chłopaków jakiejś nowej gry na razie biorą w łeb. Cóż… To znają doskonale, więc po co im jakieś nowości ;p
Uno, jak uno – zwyczajna gra. Ale to dzięki niej zaczęliśmy się spotykać, przebywać razem i rozmawiać. Dzięki temu teraz wchodząc do internatu mamy ze sobą stały kontakt i tematów starcza na dłużej niż minutę rozmowy, co było standardem w pierwszym tygodniu pobytu w Majes :D

BYĆ „na billardzie”
Drzwi o wysokości metra prowadzą do nieco ciemnego klubu, gdzie w Majes spotyka się, aby pograć w billard. Jedna partia zwykle zajmuje prawie pół godziny, bowiem wybitnie wąskie uzy w tutejszych stołach nie pomagają naszym umiejętnościom gry. No, ale cóż… Przecież i tak chodzi o to, aby przy okazji wstąpić na mercado na koktajl, a po drodze pogadać o tym i o tamtym :)

BYĆ „gdy gra Peru”
Gdy Polacy remisują z Czarnogórą u nas środek dnia – robota wre :) Za to, gdy cała Polska śpi, w naszym domu rozlega się głośne „goooooool!!!”. To chłopaki wydzierają się w niebogłosy, bo ich drużyna prowadzi już 2:1. Na stole zaś stoi Inka Kola – lokalna oranżada – znak rozpoznawczy tutejszych spotkań. Aby ją wypić warto nawet obejrzeć strasznie nudną pierwsza połowę. Potem na szczęście jest już dużo lepiej ;p

BYĆ „tłumacząc zasady ping-ponga”
To akurat bardzo świeża sprawa. Ksiądz Andrzej ostatnio kupił nam siatkę i rakietki do ping-ponga. Swoją drogą okazało się, że nasz stary i niewymiarowy stół nie pasuje do siatki. Dobrze, że co dzień chodzimy do warsztatu, więc już po pół godzinie wszystko było zespawane i gotowe do gry. Z nauczeniem odbijania chłopaków nie poszło nam tak łatwo, ale widać, że zabawa chwyciła. Teraz trzeba tylko skombinować jakąś lampę, aby móc grac po 18, gdy robi się ciemno.

Być w tych i innych sytuacjach. Możemy tylko być z chłopakami, choćby to aby na chwilę oderwać ich od dennych teleturniejów i seriali peruwiańskich (od dziś przestaję narzekać na poziom polskiej telewizji – że nie oglądam często, będzie łatwo dotrzymać słowa ;p) Możemy być z nimi, aby trochę pogadać, a wieczorem wspólnie pomodlić się przed spaniem.
To wszystko wydaje się błahe i nic nie znaczące, ale przecież nie o spektakularność działań tu chodzi! Mamy tylko nadzieję, że będąc z nimi będziemy potrafili wspierać ich dobrym słowem i przykładem. A póki co czekamy na kolejny mecz reprezentacji Peru, który już we wtorek :D

Jacek