Śmieci

Miałam pisać więc piszę:)

Miałam nadrabiać, ale zacznę od dziś.

Podobnie  jak wczoraj umówiłam się z animatorami o 8:30 przy bramie. Z tą różnicą, że wczoraj stwierdziłam, że na pewno się spóźnią (przykład: na wejście do oratorium dzieci mają 0,5h, niektóre potrafią się spóźnić 0,5h licząc od zakończenia przeznaczonego na przyjście czasu), więc wyszłam z pokoju 8:31 i doznałam szoku – byli. No to dziś równiusieńko o 8:30 stałam przy bramie (wcześniej się tu nie opłaca, bo oni nie znają takiego zwyczaju) i oczywiście musiałam czekać jakieś 10min. I być tu człowieku czegoś pewien.

Ale nie o tym miało być. Z dzisiejszej wyprawy do slumsów wróciłam w niezbyt dobrym humorze. Dlaczego? Przeraziły mnie ilości śmieci walających się dosłownie wszędzie.  I trochę zwątpiłam w naszą akcję ulotkową, bo zapewne kolorowe kartki z Bosconii dołączą po prostu do innych leżących na ulicach, wkoło domów, w domach…

W wielu miejscach także śmierdziało, a idąc środkiem ulicy można było wejść w szambo. Zaczęłam się dziwić, że mimo tego dzieci są zdrowe.

Wszystko to mnie poddenerwowało, bo dwa kroki od ścieków stał telewizor, słychać było skoczną muzykę i nikogo, oprócz mnie, to chyba nie przerażało. Przechodząc kolejny raz wąską ścieżką pomiędzy workami foliowymi, artykułami gospodarstwa domowego, zepsutymi zabawkami, odzieżą i obuwiem oraz wieloma innymi rzeczami, których może nie wymienię, przypomniałam sobie akcje sprzątania świata oraz lekcje biologi poświęcone ekologii… A gdy wręczałam ulotki kobiecie wylewającej wiadra wody na drogę (żeby się nie kurzyło, w mieście niektórzy nawet pobierają za to opłaty) stwierdziłam, że dobrze, że mój wykładowca z KNS tego nie widzi. Jakoś tak najbardziej zapamiętałam jego słowa o szanowaniu wody.

Szacunek, poszanowanie, przywiązywanie wagi do tego co się ma i co się robi… Może za miesiąc, dwa, zmienię zdanie, ale teraz śmiem twierdzić, że piurańczykom tego brak. Przykłady? Właśnie to rozlewanie wody na pustyni, nieprzejmowanie się rozsypanym i rozlanym jedzeniem, wykorzystywanie papieru, którego w oratorium brakuje, jak i wielu innych rzeczy, w sposób całkowicie przeciwny oszczędności, dawanie prezentów bez okazji…. Dlaczego dopisałam to ostatnie? Bo jest to jedna z rzeczy, które mnie zaskoczyły mimo, że wiedziałam, iż w Peru jest taki zwyczaj, że wręcza się przyjaciołom rzeczy wcześniej przez siebie używane. Każdy kij ma dwa końce: pozytywny-potrafią się dzielić, „nie gromadzą skarbów na ziemi”,

negatywny-dziś moje, jutro Twoje, za tydzień niczyje, nie trzeba więc o to dbać.

Trochę podobnie z ludźmi. Obiecać nie jest grzech, wykonać jednak zwykle bywa trudno.

Tyle o śmieciach, szacunku i moim, nie wiem jak to nazwać, niech będzie zdegustowaniu.