Peru: Misję San Lorenzo czas zacząć!

Kasia i Agata wylądowały na peruwiańskiej ziemi! Po krótkim  pobycie w Limie wyruszą w podróż w głąb Amazonii, gdzie znajduje się ich nowy misyjny dom i czekają już wychowankowie salezjańskiego oratorium w San Lorenzo. W sierpniu dołączy do nich trzecia wolontariuszka – Monika.

2016_michalska_jaworska_korczyk_02

Dla Agaty to pierwszy wyjazd misyjny, Monika ma za sobą już krótki pobyt w Nigerii, natomiast Kasia wraca na misje do Ameryki Południowej już po raz trzeci. Dwa razy pracowała w Boliwii, w domu dla samotnych matek w Santa Cruz, a potem jako animator we franciszkańskiej parafii w Urubicha.

Oto kilka przedwyjazdowych słów od Kasi:

Co cię skłoniło do złożenia po raz kolejny podania o wyjazd na misje?

Początkowo miałam w ogóle nie składać podania. Zdecydowałam się w ostatniej chwili i to była bardzo spontaniczna decyzja. Wcześniej zakładałam, że na jakiś czas zajmę się życiem w Polsce, bo przez poprzednie wyjazdy trochę wydłużył mi się czas studiów. Jestem w SWM już 5 lat. W pewnym momencie stało się dla mnie oczywistym, że chcę znów wyjechać. Nie chodzi o to, że wszyscy wokół wyjeżdżają, więc ja też muszę. Przez tę ciągłą bliskość z misjami, przez działanie tutaj w Polsce, stało się to moją druga naturą. Ciężko mi bez tego funkcjonować, nie czuję się wtedy taka spełniona.

Czyli nie masz problemu z tym, żeby na kilka miesięcy zostawić życie w Polsce i całkowicie poświęcić się misji?

Nie, nie mam. Bardzo lubię ten czas, kiedy odłączam się całkowicie od tego wszystkiego co tutaj zostawiam i tam w stu procentach oddaję się obowiązkom. Można bardzo idealizować misje. Mówić, że będę misjonarką, będę zbawiać ludzi, że będę mieć wielką rolę, ale w rzeczywistości sprowadza się to do prostego codziennego życia. Opiekujesz się dziećmi, sprzątasz, gotujesz, bawisz się z nimi i pomagasz w odrabianiu lekcji. Z reguły jest tak, że na placówkach jest bardzo ograniczony kontakt jeśli chodzi o telefony i Internet. Więc odcinasz się od tego, co na co dzień zajmuje ci głowę i nagle okazuje się, że masz mnóstwo wolnego czasu, mimo, że cały czas jest co robić i czasami brakuje sił. Tak sobie ostatnio myślałam, że moje życie w Polsce jest bardzo wygodne. Jestem odpowiedzialna sama za siebie, mam kilka obowiązków i rodziców, którzy w każdej chwili mogą mi pomóc. I co mnie znów podkusiło, żeby jechać, żeby z tej wygody zrezygnować? Wiem, że praca w Peru będzie wymagała wielu poświęceń, ale muszę się zmobilizować żeby ten czas wykorzystać maksymalnie. Żebym po powrocie mogła powiedzieć, że zrobiłam to co mogłam, tyle ile mogłam to dałam.

2016_michalska_jaworska_korczyk_03

Jest coś za czym w szczególności będziesz tęskniła?

Chyba nie ma takiej rzeczy. Czuję, jakbym wracała do siebie, do drugiego domu. Ale jeśli mam wybrać jedną małą rzecz, której będzie mi brakować będą to pory roku. Ta różnorodność pogody w Polsce jest wspaniała. Kiedy jest upał od rana do wieczora a jedyny powiew świeżego powietrza przychodzi o 5 rano, to naprawdę wstaje się wtedy z ochotą.

Co dały ci poprzednie wyjazdy? Czego się nauczyłaś?

Przede wszystkim, misje bardzo uwrażliwiają na drugą osobę. Mnie nauczyły lepiej słuchać i uważniej się przyglądać. Pobyt z dala od rodziny i codziennego życia otwiera oczy na wiele kwestii. Wiele ważnych spraw można przemyśleć. Odkrywamy siebie takich prawdziwych, przestajemy udawać, zrzucamy wszystkie maski. Na placówkach misyjnych żyje się bardzo prosto i ta prostota pomaga w odkrywaniu siebie, bardzo ukierunkowuje. Jednak największą radość sprawia uśmiech na twarzy dziecka. To odpędza wszelkie zmartwienia i daje poczucie, że to co robisz jest ważne.

Z Kasią Korczyk rozmawiała Arleta Pabian

Zapraszamy na misyjnego bloga dziewczyn!

Czytaj bloga