Peru: Misja Amazonia! Czas start!
Nawet się nie obejrzałam, a już upłynął ponad miesiąc mojego pobytu w Peru. Wyjeżdżałam pełna obaw i niepokoju. Ciężko mi przyszło rozstać się z bliskimi na cały rok. Bałam się podróży i braku znajomości języka, tym bardziej, że pierwsze tygodnie miałam spędzić sama w Limie.
O Bożej trosce
Jak to zwykle bywa Bóg okazał się być większy niż wszystkie moje obawy. Zaplanował ten mój wyjazd w najdrobniejszych szczegółach. Już drugiego dnia rano poznałam Karola, polaka pracującego w Limie, który był moim tłumaczem, przewodnikiem i bratnią duszą, czyli wszystkim, czego potrzebowałam. Na czterodniową podróż ze stolicy do San Lorenzo także dostałam towarzyszkę w postaci polskiej wolontariuszki. Lepiej być nie mogło…
Dom pełen słońca
Po 30 godzinnej podróży autobusem, 3 godzinnej podróży taksówką i rejsie trwającym ponad 11 godzin w końcu udało się dotrzeć do San Lorenzo, czyli miejsca w którym będę pracować z dziećmi w pięciu salezjańskich oratoriach przez najbliższy rok. Dni tutaj wypełnione są słońcem. To nic, że czasem z powodu gorąca trzeba się kąpać cztery razy dziennie. Od czasu do czasu prysznic spada z nieba, a każdy to wie, że zabawa w deszczu jest jeszcze większą frajdą. Ja lubię jak pada, dzieciaki też! Z resztą każdego dnia coraz bardziej czuję się tutaj jak ryba w wodzie, czuję się tutaj po prostu dobrze, na swoim miejscu!
Wszyscy mówimy w tym samym języku
Nawet brak znajomości języka nie jest barierą, bo wszyscy tutaj mówimy w tym samym języku JĘZYKU RADOŚCI, której naszym dzieciakom nie brakuje, choć czasem zdarzają się wpadki. Przykładowo ostatnio robiłam zajęcia plastyczne dla dzieci, przyniosłam kolorowe wstążki, włóczki, nożyczki i klej, po czym wytłumaczyłam, żeby użyli kleju i układali włóczki na kartce tak, by powstał obrazek. Po chwili Agata, moja współwolontariuszka biegnie do mnie z całym kłębkiem włóczki wysmarowanym dookoła klejem i mówi, że dzieci z całym przekonaniem twierdziły, że to ja kazałam im tak robić, to zrobili co trzeba :)
Post Scriptum
Będąc w Nigerii miałam swój ulubiony fragment dnia, wspólne kakao ze współwolontariuszami. W Peru też udało mi znaleźć taką chwilę, na którą czekam Zachody słońca nad rzeką. Do tej pory nie widziałam niczego piękniejszego. W takich momentach brakuje mi słów, by podziękować za to, że doprowadził mnie aż tutaj, do dżungli amazońskiej! Bóg potrafi zaskakiwać! Kiedy o tym myślę, aż nie mogę się doczekać reszty swojego życia! :) Na razie cieszę się pięknem tego, co daje… Przesyłam uściski z wypełnionej słońcem Amazonii!
M.