Casa Don Bosco

Dom, w którym pracujemy, nazywa się „Casa Don Bosco” (w skrócie Casita), czyli „Dom Księdza Bosco”. Jest to coś w rodzaju internatu dla 40 chłopaków, w wieku od 11 do 23 lat. Częścią naszego ośrodka jest także internat w Majes, gdzie obecnie pracują Lidka z Grzesiem. Dom daje ogromne możliwości rozwoju. Po pierwsze zapewnia edukację, czyli opłaca szkołę, kupuje mundurek, książki, zeszyty, przybory szkolne oraz udostępnia miejsce do nauki i internet. Dzieci żywione są tutaj bardzo dobrze: śniadanie, obiad i gorąca kolacja oraz dwa razy dziennie owoc. Po za tym śpią w domu bezpłatnie, codziennie mogą wziąć prysznic (szamponu nie muszą kupować), dostają ubranie i buty, jeśli potrzebują oraz co tydzień paczki żywnościowe, aby zanieść do domu. Można sobie wyobrazić, ile pieniędzy jest wydawane na jednego chłopaka. Niejedno dziecko pozazdrościłoby warunków, w jakich tu żyją nasi podopieczni.

Do naszego domu nikt nie trafia przypadkowo. Zanim dziecko zostanie przyjęte przeprowadza się szczegółowy wywiad, aby sprawdzić, czy rzeczywiście potrzebuje ono pomocy. I tu chciałabym pochwalić opiekunkę socjalną Marisol i ks. Fernando, bo dużo energii i wysiłku wkładają w to, aby wybrać dzieci najbardziej potrzebujące. Procedura najczęściej wygląda następująco: matka, ktoś z rodziny, znajomy lub sąsiad przychodzi do Casity i opowiada o trudnej sytuacji jakiegoś dziecka i prosi o jego przyjęcia do domu. Następnie Marisol jedzie do domu młodzieńca (nie jest to wizyta zapowiedziana), obserwuje warunki, w jakich on żyje, rozmawia z nim, także z jego rodzeństwem, matką, ojcem, jeśli jest obecny, innymi członkami rodziny i sąsiadami i w ten sposób gromadzi jak najwięcej informacji. Zebrany materiał przedstawiany jest księdzu Fernando i wspólnie podejmowana jest decyzja o przyjęciu bądź nie chłopaka do domu. My również uczestniczyliśmy w takich wizytach i wiemy, że niejednokrotnie jest to ciężka praca – bądź to nie można znaleźć domu, bądź to rozmowy i warunki, jakie obserwujemy, wywołują trudne emocje. Są też przypadki, że z odległych prowincji inni księża Salezjanie przysyłają do Arequipy dzieci, aby te mogły się uczyć. W tym roku już prawie skompletowaliśmy 40 chłopaków, brakuje tylko 3. Spowodowane jest to tym, że niektórzy zrezygnowali, gdy zobaczyli, że w Casicie obowiązują pewne zasady, a w ich rodzinnym domu czy na ulicy takowych nie ma.

Jedynym zadaniem wychowanków jest uczenie się, przestrzeganie planu dnia i regulaminu domu. Te obowiązki niejednokrotnie okazują się być próbą ponad ich siły.

Każdy dzień jest bardzo podobny do siebie: 5.30 pobudka i szykowanie się do szkoły, 6.00 modlitwa i czas na naukę, 6.20 śniadanie i wyjście do szkoły bądź czas na naukę dla tych, którzy mają do niej blisko, o 7.45 już nikogo nie powinno być w domu. Ok. 12 schodzą się młodsze dzieci i mają czas na odrabianie lekcji, przebranie się, odsapnięcie. 14.10 obiad, a później sprzątanie, pranie ubrań, sport. O 16 zaczynają się zajęcia: taniec, stolarka albo zajęcia artystyczne, które prowadzę ja z Tomkiem. 17.30 prysznic, 18.00 podwieczorek i nauka. 20.00 kolacja, po niej czas wolny – sport, gry i telewizja. 21 nauka, 21.30 modlitwa, 22.00 cisza nocna. Koniec tygodnia wygląda inaczej niż pozostałe dni. W piątek wieczorem gramy w piłkę do późnej nocy, kładziemy chłopaków ok.12 w nocy. W sobotę o 7.00 idziemy na Mszę, później śniadanie, sprzątanie, nauka, obiad i ok. 12-13 dzieciaki idą do swoich domów, aby, takie jest przynajmniej założenie, pomagali swoim rodzicom. Tylko starsi chłopacy z odległych prowincji i dwóch, którzy nie mają gdzie pójść zostają z nami. Do Casity reszta wychowanków wraca w niedzielę. Pierwsze dzieci przychodzą o ok.15. Najpóźniej muszą być u nas o 17.30. Wtedy jest spotkanie z ks. Fernandem. Później nauka, 19 Msza, kolacja, czas wolny i do spania. Następny dzień już normalnie, pobudka 5.30 itd. Na początku dzieciaki miały problemy z dostosowaniem się do harmonogramu, ale z czasem przywykłi i wydaje mi się, że rutyna i powtarzalność rozkładu zajęć jest im bardzo potrzebna. Plan wywieszony mają na drzwiach, wiedzą, co ich czeka i mam wrażenie, że to daje im niejako poczucie bezpieczeństwa. Tak naprawdę często nie wiedzą, co zastaną w swoich domach, często niespodziewanie trudną sytuację. W naszym domu nie są zaskakiwani. Mają świadomość, czego się od nich oczekuje, jak jest zaplanowany czas.

W Casicie nie ma grzecznych dzieci (jeśli w ogóle takie istnieją). Każdy chłopak ma swoją trudną historię i swoje ciężkie przeżycia. O niektórych z nich opowiem przy następnej okazji.