Rajd Don Bosco

Anku droga,

choć Twój list czekał długo na moją odpowiedź to wiedz, że wciąż w mojej pamięci każde ze słów w nim zawarte. Rozpoczęłyśmy nowy semestr w naszym Domu, a wraz z tym, nowe wyzwania czekające w zeszytach i podręcznikach naszych 35 już rozbójników. Mając jeszcze we wspomnieniach komfort jazdy tro tro po Ghanie, stąpamy od miesiąca wśród ławek naszej sali do nauki, poszukując ukrywanych skrzętnie zadań domowych.

Ale oto właśnie, zapewne niektóre już do Ciebie dotarły, jednak pragnę Ci przekazać wieści o naszych (nie)zdolnych chłopakach z Don Bosco Boys Home. Jak dobrze odczułaś to w ostatnich tygodniach przed świętami, każdy z nich w szkole miał końcowy egzamin semestralny, co wiązało się z godzinnymi powtórkami, setkami przeczytanych stron podręcznika, dziesiątkami zadań do rozwiązania, wertowaniem słownika, w poszukiwaniu wciąż niezrozumiałych słów. Pamiętasz jak dobę dzieliłyśmy pomiędzy dzień będący powtórkami do egzaminów i noc, w czasie której pisałyśmy ostatnie strony raportu do projektu w ramach Wolontariat Polska Pomoc 2010? Święta, święta i po świętach. Przyszedł czas na drugi semestr, a w pierwszych dniach na wyczekiwane rezultaty egzaminów. Zielone, żółte i niebieskie raporty spływały każdego dnia na biurko naszego dyrektora. Począwszy od Primary School do klas drugich Junior High School. W raporcie kilka najważniejszych punktów do sprawdzenia: pozycja w klasie, opis ucznia, rezultaty końcowe z poszczególnych przedmiotów. Możemy więc być dziś dumne z kilku naszych wychowanków, którzy zapracowali kilkakrotnie na ocenę najwyższą, oznaczaną słowem „excellent”. Niestety, z racji ochrony danych osobowych, nie mogę Ci przesłać w liście kopii raportów. Wiadomym jest również nam obu, że z wieloma jeszcze spędzimy wiele godzin nad książkami, usiłując wypracować więcej, niż tylko dobre wyniki na papierze. Ahoj nauko! Zaczynamy kolejną część Rajdu (w) Don Bosco Boys Home z zeszytami!

Wiesz Przyjacielu, wciąż z uśmiechem na ustach przypominam sobie spotkanie ze znanymi Ci zwierzętami – to prawda, że kozy przewróciły mi w głowie. Już od dawna podejrzewałam, że mam słabość do opowieści o Koziołku Matołku. Jednak dopiero w Ghanie odnalazłam prawdziwe oblicze tego. Tutaj istotnie, tylko kozy potrafią w czasie meczu przejść przez środek boiska nieukarane. Tylko one nie dostają upomnienia czy mandatu za przejście na czerwonym świetle, tylko kozy (choć ludzie ponoć też mają takie zdolności), pojawiać się w najmniej spodziewanych miejscach. Jednak, nie wokół kóz się świat kręci. Pozostając przy czworonogach, czy też czworo – łapach. Choć mieszkamy w Don Bosco Boys Home już prawie sześć miesięcy, wciąż odkrywam inne oblicza naszych chłopaków. Taki oto Appiah (jeden z najmłodszych w Domu) jest etatowym zdobywcą każdego drzewa paw paw i najwyższych murów. Z tego tytułu przyznałyśmy mu przecież przydomek „jaszczura”, choć akurat ten rodzaj zwierząt nie jest aż tak krzykliwy, jak wyżej wymieniony domownik.

Pamiętam, pewnego dnia obudziłam się z katarem. Musiałam do południa nosić długie spodnie i ciepłą bluzę, Ty też. Uświadomiłyśmy sobie jedno: zaczęło się. Słońce niewidoczne zza ściany pyłu, wszystko pokryte każdego dnia grubą warstwą kurzu, komarów brak, w zamian za to ogromne mrówki urządzają sobie wycieczki po żółtych ścianach pokoju. Nadszedł harmatan – pustynny wiatr z Sahary, który najmniejszą powierzchnię (a mówię tu także o moich okularach) pokrywa kurzem. Jednak apogeum miało miejsce czwartkowego popołudnia, kiedy chłopacy przygotowywali się do turnieju. Siedziałyśmy z chłopakami na czerwonym murze, kiedy naszym oczom ukazała się wielka ściana piasku. Jedyne, co udało nam się zrobić, to skoczyć na mur, chowając w rękach jeszcze głowy najmniejszych chłopaków. W pięć minut całe podwórko zamieniło się w piaskownicę, a drzewa w tańczące, piaskowe nimfy.

Anku, choć wiem, że każda Twoja minuta jest cenna pozwól, że opowiem Ci historię o człowieku, który pracuje wśród tysiąca butów, w jednym z zakamarków naszego miasta. Szewc – nasz nowy przyjaciel, do którego każdego dnia niemalże przynosimy torbę butów do naprawy. Pamiętam dzień, kiedy zaintrygowany różnorodnością rozmiarów i rodzajem butów, zapytał: skąd jesteście, że przynosicie mi tak różne buty. Wtedy właśnie wyjaśniłyśmy mu gdzie pracujemy i opowiedziałyśmy mu o naszych chłopakach. Od tego czasu możemy liczyć na życzliwość tego Ghańczyka, który naprawiając dwudziestego buta mówi: nie wezmę dziś od Was pieniędzy, to na dzieło charytatywne przecież. Choć może wydać się to niczym wobec wielkich pieniędzy, jakie każdego roku organizacje pozarządowe przekazują na wsparcie krajów Afryki, to przecież idea zaczyna się od tego najmniejszego gestu.

Wracając do murów naszego Don Bosco Boys Home, tutaj znalazło schronienie dwóch chłopców w wieku 12 (Emma) i 10 lat (Eric). Dwóch żywiołowych chłopców, którzy zostali w młodym wieku bardzo doświadczeni przez życie. Dziś żaden z nich jeszcze nie mówi po angielsku, a utrzymanie ich na lekcjach, które im prowadzimy, jest cudem, który zdarza się (nie)codziennie. W pierwszych dniach sama się zastanawiałaś czy Eric potrafi właściwie na krześle siedzieć, kiedy dotychczas widziałyśmy go pod ławką, pod stołem czy na wysuszonej trawie. Odkrywamy ich każdego dnia, a oni odkrywają z nami już pierwsze litery alfabetu. A jak apple, E jak egg, U jak umbrella. Do Z jeszcze mamy czas.

Wiem, obiecałam nie zabierać Ci więcej czasu, jednak trudno mi nie opowiedzieć Ci, co działo się w Sunyani w ostatnim tygodniu przed 31. Stycznia! Razem z chłopcami wyruszyliśmy w Rajd po krajach, w których pracują dziś Salezjanie. Każdego wieczoru, po modlitwie, oglądaliśmy film opowiadający o różnych miejscach pracy Salezjanów, ale także różnych formach duszpasterstwa dzieci i młodzieży. Choć angielski nie jest mocną stroną niektórych chłopaków, to obrazy, dźwięki, muzyka przyciągały ich uszy i oczy to ekranu. Zapytasz, skąd ten pomysł? Pamiętasz dokładnie, co wydarzyło się 31. stycznia 1888 roku? To data śmierci świętego Jana Bosko, założyciela Zgromadzenia Salezjańskiego. To ten święty przez wiele lat stał się duchowym przewodnikiem wychowawców, opiekunem, przyjacielem dzieci i młodzieży, również i naszych chłopaków. Jeden z nich pewnego dnia powiedział: Don Bosco to mój ojciec.

Tak więc na wiele dni przed tym świętem, we wszystkich salezjańskich miejscach na ziemi, również u nas, trwały przygotowania. Pozwól, że te dni nazwę Rajdem Don Bosco. Początek był niewinny, wieczorne filmy, rozmowy z chłopakami o przygotowywanej dramie czy piosenkach. Również na obchody przygotowywała się nasza drużyna piłkarska i siatkarska, gdyż mieli wystąpić w turnieju. Tak, dzień po dniu nadszedł piątek, a wraz z nim spotkanie z okazji Dnia Świętego Jana Bosko, na które zaprosiliśmy dyrektorów szkół z Sunyani (gdzie uczniami są nasi chłopcy). Okazało się, że to była ich pierwsza wizyta w naszym Domu, do którego zapraszamy częściej. Pamiętam twarze chłopaków, kiedy ich oczom ukazały się postaci, które zazwyczaj siedzą w niedostępnych dnia nich biurach, a dziś wspólnie jedzą kolację i bawią się przy tej samej muzyce. Jednak to był dopiero początek wyprawy, bo oto dnia następnego wyjechaliśmy do Oratorium w Odumase, gdzie mieści się salezjańska parafia. Tam od rana nowicjusze animowali zabawy dla tych najmłodszych i tych najstarszych. Dzięki temu, nie raz widziałam Philipa, Appiah czy Justine biegającego wśród przeróżnych konkurencji, poszukując możliwości zdobycia kolejnego losu na wygraną. Najwięcej jednak emocji, co myślę, że i Ciebie nie zaskoczyło, przyniosły mecze siatkówki i piłki nożnej. Nasza drużyna, choć przygotowana wręcz profesjonalnie tym razem uczyła się przyjmować zwycięstwo przeciwnika. Jednak należy im przyznać, że rozgrzewka, jaką przeprowadzili była ciekawsza od rozegranego chwilę później meczu. Szczęśliwi jednak, zmęczeni wróciliśmy do domu. Kolejny punkt Rajdu możemy odhaczyć.

Niedzielny poranek przyniósł kolejne, tym razem duchowe przeżycia dla każdego, kto uczestniczył w Mszy Świętej. Na tablicy wisiał wizerunek naszego patrona, świętego Jana Bosko, a zaraz obok mapa świata z zaznaczonymi obszarami, do których dotarło przesłanie opiekuna dzieci i młodzieży. Myślę, że dobrze pamiętasz, jak Felix, Richard czy Atta czytali również niektóre ze słów Don Bosco, które mają być i dla nich samych przesłaniem. Co mi zapadło z pewnością na długo w pamięć to krótka opowieść o wielkim człowieku, któremu zależało bardzo, by mnożyć to co miał. Chciał pomnażać miłość do najuboższych dzieci i młodzieży – właśnie ksiądz Jan Bosko z Turynu, którego chęć oddania się służbie dotarła do najdalszych zakątków świata. Na jednym z tych zakątków i my dziś mieszkamy, z drugiego tu przyjechałyśmy.

Wiesz Anku, choć nasz Rajd Don Bosco miał bardzo napięty program, cieszę się, że mogłam po raz kolejny odkrywać nowe obszary duchowości salezjańskiej. Każde spotkanie przynosiło nowe refleksje i obserwacje, na jak różnych polach działają również Ghańczycy. Nasze małe podwórko Don Bosco Boys Home jest jednym z nich, gdzie każdy dzień możemy zaczynać słowami piosenki znanych nam wspólnot „Don Bosco, Don Bosco jedziemy z Nim na ostro!”. Więc choć nie wszystko jest white Or blach, to jednak jak rajd, to rajd…

Wyczekując niecierpliwie na Twoją odpowiedź, pozdrawiam Cię ciepło,

Twoja A.

PS Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne są też rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich. (1Kor12, 4-6)