Peru – Lima: List z misji

Witajcie drodzy przyjaciele!

Czas szybko mija… Za nami połowa misji, już ponad 6 miesięcy jak razem z kolegą Staszkiem wyjechaliśmy służyć do domu Księdza Bosko w Peru w Ameryce Południowej. Z tej okazji chciałem w kilku zdaniach opisać, jak wygląda nasza misja oraz serdecznie podziękować za pomoc, jaka została nam udzielona, bo dopiero tu – na miejscu – możemy zobaczyć jej materialny wymiar.

Kiedy we wrześniu ubiegłego roku przyjechaliśmy do Peru, wszystko było dla nas nowe i jakże inne, niż to, do czego przywykliśmy w Polsce. Kultura i sposób bycia Peruwiańczyków okazał się być interesujący, ale momentami również uciążliwy, sprzeczny z naszym europejskim myśleniem. Początkowo ciężko było się nam porozumieć z tutejszymi mieszkańcami, również ze względu na barierę językową, która wcześniej wydawała się nam najmniejszym utrapieniem. Z upływem czasu jednak, naszej silnej woli, przeświadczeniu po co tak naprawdę tutaj jesteśmy i nieustającej modlitwie zrozumieliśmy, że wszystkiego można się nauczyć i do wszystkiego przywyknąć.

Nasza misja skupia się głownie wśród chłopców, którzy przebywają w domu Księdza Bosco. Obecnie w ośrodku przebywa ich 68. Jesteśmy z nimi każdego dnia:  pomagamy w odrabianiu lekcji, rozmawiamy, organizujemy czas wolny, gramy, modlimy się, a nawet strzyżemy im włosy. Naszym głównym zajęciem w trakcie roku szkolnego jest udzielanie korepetycji z matematyki i języka angielskiego oraz sprawowanie opieki nad nimi, gdy przebywają w oratorium. Moim zadaniem jest również  robienie zakupów spożywczych oraz dbanie o grupę ministrantów, z którymi razem służymy w każdej niedzielnej Mszy Św.

Większość naszych podopiecznych ma swoje rodziny, jednak ze względu na słabą sytuację materialną swoich rodziców muszą przebywać w takim ośrodku jak nasz. To jest ich jedyna szansa na kontynuowanie nauki, ponieważ edukacja w Peru jest płatna. Nasz dom zapewnia im darmowe wyżywienie, ubrania, opiekę medyczną i psychologiczną, a także opłaca szkołę.

Kilku chłopców w ośrodku ma problemy psychiczne i emocjonalne, dlatego muszą przyjmować leki. Część dzieciaków ma problemy rodzinne, niektórzy nie mają nikogo. Początkowo ciężko było nam do nich dotrzeć i zdobyć ich zaufanie, ale wiedzieliśmy, że nie możemy się poddać. Efekty były widoczne już wkrótce, kiedy jeden z chłopców powiedział mi, że: „od teraz mam już dwie rodziny, tą w Polsce i tą tutaj w Peru, bo tutaj już zawsze będzie mój dom”, po czym nazwał mnie swoim bratem… Te słowa, oprócz tego, że utwierdzają mnie w przekonaniu, że to, co tutaj robię ma sens, dają również mnóstwo siły i nadziei na dalszą część misji.

Te sytuacje pokazują nam też,  ile dobra może dać poświęcenie swojego czasu i uwagi drugiemu człowiekowi, każdy uśmiech, rozmowa, wspólna gra, gotowość bycia dla nich – niby nic takiego, a dla drugiego może być czymś bardziej znaczącym i potrzebnym w danej chwili. Przez takie najprostsze gesty widzimy również, że tak naprawdę więcej od nich otrzymujemy, niż dajemy.

Każdego dnia razem za Staszkiem uczęszczamy na Mszę Św. w naszym salezjańskim kościele. Jest dla nas wielką radością fakt, że chłopcy po pewnym czasie zaczęli pytać czy mogą na towarzyszyć i chodzić razem z nami na liturgię, nawet w dni powszednie.

Końcówka roku była dla nas czasem wyjątkowym, m.in. w listopadzie i w grudniu prowadziliśmy katechezy przygotowujące do chrztu i pierwszej komunii świętej dla 10 chłopców z naszego domu. Było to dla nas trudne zadanie, po pierwsze dlatego, że nigdy tego nie robiliśmy, a po drugie bariera językowa znów dała się we znaki. Jednak ku naszej radości, w Wigilię Świąt Bożego Narodzenia chłopcy przyjęli chrzest i pierwszą komunię świętą, a ja miałem również zaszczyt zostać ojcem chrzestnym jednego z nich.

Kolejną radością dla nas jest fakt, że udało się znaleźć i opłacić dobrą szkołę dla jednego zdolnego podopiecznego z naszego domu. Chłopak ten musiał porzucić swoje dotychczasowe studia i wyjechać do Limy, by pomóc swojemu ojcu w opiece nad chorą siostrą. Przez rok uczył się w szkole farmacji, bo tylko na taką szkołę było stać nasz ośrodek. Teraz dzięki Państwa pomocy i pieniądzom, które udało się uzbierać podczas niedzieli misyjnej w Librantowej, znów może studiować swój wymarzony kierunek  „Mechanikę”, a jednocześnie pomagać swojej rodzinie.

Zostało nam jeszcze pól roku na peruwiańskiej ziemi z naszymi podopiecznymi, dużo pracy i wyzwań, kolejne przygotowania do chrztu i bierzmowania, które będziemy prowadzić dla chłopców w naszym ośrodku, dlatego cięgle prosimy o modlitwę. Myślę, że to dzieło jest większe, niż jesteśmy sobie w stanie wyobrazić i wszyscy jesteśmy jego częścią. Ufaliśmy i ufamy, że Bóg cały czas na wspiera i uzdalnia do służby tutaj, a czas spędzony na misji jest części jego zbawczego planu.

Pomimo trudnej sytuacji która dotyka obecnie cały świat w tym również Peru, oraz kwarantanny którą teraz przeżywamy, chcemy Wam życzyć nadziei, bo ona pozwala przeżyć najtrudniejsze chwile. Niech czas świętowania Tajemnicy Paschalnej który niebawem będziemy przeżywać , owocuje w Was świadectwem mocnej wiary, nadziei i miłości a Zmartwychwstały Pan darzy swoją łaską Miłosierdzia!

Za WSZYSTKO z serca dziękujęZ modlitwą Grzesiek, wolontariusz Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego „Młodzi Światu”.